Wekend majowy "Odra"

    WSTĘP     RELACJA     MAPA     STATYSTYKI     KSIĘGA GOSCI

 

28 kwietnia 2007
Zgorzelec - Bogatynia - Hradek
51 km, 3:13

    Nasza długo-weekendowa majowa wycieczka rozpoczęła się na dworcu we Wrocławiu. Spotkaliśmy się w siódemkę - Paweł, Arek z Gosią, Łukasz z Pauliną, Dominik z Danusią. Pierwszą atrakcją stał się zabytkowy skład z parowozem odjeżdżający do Wolsztyna, który podziwialiśmy w oczekiwaniu na opóźniony pociąg. Mile zaskoczeni wagonem do przewozu rowerów, załadowaliśmy się w osobówkę do Zgorzelca. W czasie jazdy mijaliśmy żółte połacie rzepaku, które towarzyszyły nam przez całą wycieczkę, oraz stojące w oddali wiatraki. Wysiadłszy na stacji Zgorzelec Miasto, ruszyliśmy rowerami w kierunku Bogatyni. Zaraz za miastem zostaliśmy zatrzymani przez policję za przekroczenie prędkości ;) Szybko jednak wypracowaliśmy kompromisowe rozwiązanie. Do Bogatyni droga wiodła przez dosyć mocno pofałdowany teren z krótkimi, stromymi podjazdami.
    Na pierwszą dłuższą przerwę zatrzymaliśmy się przy markecie w Bogatyni. Mimo starań części ekipy, nie udało się odnaleźć żadnego baru. Za miastem rozciągał się widok na kopalnię odkrywkową węgla brunatnego "Turów" i położoną w pobliżu elektrownię, która wytwarza ponoć 9% energii w naszym kraju. Ogromna powierzchnia kopalni robi wrażenie, urozmaicona jest wielkimi koparkami i poprzecinana długimi taśmociągami. Następnie skręciliśmy do urokliwej wioski - Kopaczowa. Szeroka droga zamieniła się w wąską asfaltową ścieżkę. Zaraz za Kopaczowem przekroczyliśmy granicę i wjechaliśmy do Czech. Nocleg znaleźliśmy na przedmieściach urokliwego miasteczka - Hradku nad Nysą - na kempingu Kristyna. Wynajęliśmy 8 osobowy domek na kempingu za 1050 koron. Rowery zostawiliśmy pod opieką puchatego wilczura i ruszyliśmy pieszo na zwiedzanie miejscowości. Na niewielkim rynku zaszyliśmy się w cieniu restauracyjnych parasoli. Spędziliśmy leniwe popołudnie przy piwie Budvar, smażonym serze i "zmarzlinowych" pucharkach. Przed snem pospacerowaliśmy nad jeziorem nieopodal kempingu.


 
 parowózrowery w pociągukorumpowaniepostójDanusia i Paulinażarcie 
 


29 kwietnia 2007
Hradek - Gorlitz - Deschka - Przewóz
93.9 km, 6:13

    O chłodnym, mglistym poranku (aura była tak zimna, iż, z braku rękawiczek, jechałam w skarpetkach na rękach) szybko zebraliśmy się i zajechaliśmy do miejsca styku trzech granic. Nieco zawiodła nas jego atrakcyjność, która ogranicza się do trzech flag, cieku wodnego i trawy. Większe zainteresowanie wzbudził bażant, mimo, że niezbyt chętnie pozował do zdjęć.
    Przekroczyliśmy granicę i wjechaliśmy do Żytawy. Zaraz po wjeździe do miasta mieliśmy okazję zobaczyć zabytkowy skład turystyczny z parowozem, jadący do kurortu Oybin. Miasteczko zauroczyło nas wąskimi, brukowanymi uliczkami, renesansowym ratuszem, otoczonym kamieniczkami, spokojem o poranku. W trakcie zwiedzania nastąpiła niespodziewana awaria, mianowicie Dominikowi pękł łańcuch. Szybko poradziliśmy sobie z problemem i skierowaliśmy się na szlak Odra-Nysa.
    Większa część (około 90%) ścieżki rowerowej szlaku Odra-Nysa jest wyasfaltowana i biegnie niezależnie od dróg samochodowych. Na krótkich odcinkach pokrywa się z trasami samochodowymi, ale są to drogi o małym natężeniu ruchu.
    Droga rowerowa szybko zanurzyła się w malowniczą dolinę Nysy, po kilkunastu kilometrach doprowadziła nas do opactwa cysterek w Ostritz. Szlak przebiega przez podwórze klasztoru. Na miejscu można wypożyczyć rower lub posilić się w restauracji. Dalej trasa wiedzie nadal przez malowniczy krajobraz, przez lasy i pod ogromnym wiaduktem. Kolejnym przystankiem było miasto Gorlitz. Równie czarujące, jak odwiedzane przez nas wcześniej i później miasteczka niemieckie. Tym bardziej warto zobaczyć stare centrum, iż nie uległo zniszczeniu podczas wojny.
    Wróciliśmy na szlak, przejechaliśmy przez Zentendorf - najdalej wysuniętą na wschód wioskę niemiecką.
    Kolejną atrakcją na trasie był przydrożny zajazd, będący równocześnie swoistym parkiem rozrywki, Kultur Insel. Na całość zespołu składała się wioska indiańska z tipi, zagroda dla kucyków i wielbłąda, sporych rozmiarów plac zabaw, restauracja oraz różnego rodzaju formy noclegów do wynajęcia, m.in. nora trolla.
    W niewielkim miasteczku Rothenburg skusiliśmy się na kolację w knajpce. Za pyszny makaron z warzywami zapłaciliśmy 4 euro, a pragnienie ugasiliśmy piwem za 2 euro. Dodać należy, że ceny złocistego trunku w knajpkach wahają się od 1,5 do 2,5 euro.
    3 km za miastem niepozorny drogowskaz skierował nas do muzeum lotnictwa. Niepozorny, gdyż nie zapowiadał ogromnej frajdy, jaką było zwiedzanie muzeum (1.5 euro od osoby). Kolekcja samolotów nie była zbyt liczna, ale w pełni wynagrodziła nam to możliwość dotknięcia i przyglądnięcia się każdemu z eksponatów, a nawet wejścia na pokład niektórych z nich (co na przykład w ogromnym muzeum lotnictwa w Krakowie jest niemożliwe...). Większość eksponatów była produkcji radzieckiej.
    Nocleg znaleźliśmy po polskiej stronie granicy, w Przewozie. Rozbiliśmy się na posesji jednego z gospodarzy, za którego gościnę jeszcze raz w tym miejscu dziękujemy. Przed snem ogrzaliśmy się przy ognisku i posililiśmy się pieczonymi kiełbaskami.


 
 styk 3 granicwąskotorówkanaprawa łańcuchaklasztor Marienthalwpływ klasztoru :)poniedziałek drodzemost na Nysie 
 GorlitzKultur Insel Einseideljakaś Su-ka?w  środkuMi-14 od środkastworyobozowisko 
 


30 kwietnia 2007
Przewóz - Bad Muskau - Forst - Brody
77.6 km, 4:56

    W nocy spotkał nas temperaturowy szok, otóż, temperatura spadła do minus 5 stopni. Część z nas, która uwierzyła w prognozy pogody, nieco zmarzła w letnich śpiworach. Pierwsze na trasie tego dnia było Bad Muskau i znajdujący się tam Park Mużakowski. Całość parku, przedzielonego granicą polsko-niemiecką, oraz położony na jego terenie pałac jest wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
    Przejeżdżając przez kolejne wioski po stronie niemieckiej, napotkaliśmy wielkie stosy, na których wieczorną porą miały spłonąć wiedźmy. Niestety, nie udało nam się wziąć udziału w wieczornym festynie.
    Ruszyliśmy dalej, po drodze mijając "miasto róż" - Forst. Swą nazwę zawdzięcza dużemu różanemu ogrodowi położonemu w południowo-wschodniej części miasta. Naprzeciw miasta Forst leży polska wioska Brożek, a obok niej przedwojenny, niemiecki kompleks fabryk Sprengchemie Rokita (linki na końcu relacji). Jadąc wzdłuż rzeki mijaliśmy liczne, nieczynne już, bądź zerwane mosty. Przekroczyliśmy granicę w Zasiekach i dojechaliśmy do wioski Brody, mijając po drodze młody las, zasadzony po ogromnym pożarze w 1982 roku. Ku naszemu zaskoczeniu, od granicy do wioski wiodła ścieżka rowerowa, ale daleka od niemieckich standardów...
    Wjazd do Brodów wiódł przez odrestaurowaną bramę z godłem miejscowości. Jak dowiedzieliśmy się od sympatycznych mieszkańców, przed zniszczeniem w połowie XVIII w. Brody posiadały prawa miejskie. Centrum niegdysiejszego miasteczka był pałac, ostatecznie zrujnowany w 1946 roku. Mimo, że popadający w ruinę, dziś nadal robi wrażenie. Park rozpościerający się na tyłach rezydencji jest, niestety, również zaniedbany. Wśród zarośniętych alei parkowych stoją jeszcze dumne, stare platany.
    W Brodach nietrudno o znalezienie kwater w gospodarstwach agroturystycznych, nam też się to udało bez większych problemów. Zatrzymaliśmy się u państwa Majewskich, których w tym miejscu serdecznie pozdrawiamy!


 
 trudny poranekzbiorowe czyszczenie szkliwazamek w Parku Bad-Muskaustos z wiedźmąbrama wjazdowa do Brodówpałac w Brodachrzeźby dekorujące fasadę 
 zaniedbany pałacowy park 
 


1 maja 2007
Brody - Gubin - Eisenhuttenstadt - Frankfurt - Słubice
95.5 km, 6:06

    Rankiem dnia następnego ruszyliśmy do Gubina. Po drodze chcieliśmy zobaczyć pałac w Bieczu, ale zostaliśmy stamtąd wyproszeni niezwykle uprzejmie: "Synek, weźże wyprowadź stąd tego chłopa" (sic!). Nie ma to jak dobro wspólne w prywatnych rękach... O wiele sympatyczniejszy okazał się czarny koń, który wyraźnie liczył na jakieś smakołyki. Natomiast inny zwierzaczek, kuna mianowicie, miał jeszcze mniej szczęścia, niż my z gościnnymi gospodarzami pałacu w Bieczu... Gosia, pijana rowerzystka potrąciła bezbronną kunę, przykładną żonę i matkę pięciorga kuniąt ;). Biedactwo... (kuna, nie Gosia;>)
    Gubin zachwycił nas Kościołem Farnym, piękną świątynia gotycką, zniszczoną podczas wojny. Miałam wrażenie, że przybytek, jako nieodrestaurowany, miał w swych murach jeszcze więcej uroku i dumy.
    Po stronie niemieckiej wróciliśmy na ścieżkę rowerową, która biegła wałem przeciwpowodziowym. Po kilkunastu kilometrach dotarliśmy do miejsca, gdzie Nysa wpada do Odry, znajdował się tam punkt pomiaru poziomu wody w rzece, który wskazywał 237 cm. Odbiliśmy nieco od szlaku rowerowego, by zobaczyć "Miasto Huty Żelaza" - Eisenhuttenstadt. Zostało założone jako wzorowe miasto robotnicze, podobnie jak krakowska Nowa Huta. I rzeczywiście, można odnaleźć podobieństwa między tymi dwoma założeniami. Zarówno Eisenhuttenstadt, jak i Nowa Huta, leżą przy ogromnym zakładzie przemysłowym, dającym przez wiele lat pracę niemalże wszystkim mieszkańcom. Szerokie ulice noszą imiona np. Róży Luksemburg, Karola Marksa, Przyjaźni. Bloki mieszkalne na osiedlach, obszerne pawilony także przywodzą na myśl zabudowę Nowej Huty. Myślę, że atutem niemieckiego miasta jest brak chęci odcięcia się od przeszłości - nazwy ulic zostały zachowane, można znaleźć przykłady sztuki socrealistycznej, jak np. malowidło na załączonym zdjęciu.
    Do Frankfurtu n/Odrą dojechaliśmy szeroką ścieżką rowerową, biegnącą równolegle do drogi krajowej, wpadając w coraz większy zachwyt nad siecią dróg rowerowych w Niemczech:) Zanim zaczęliśmy poszukiwania noclegu w polskich Słubicach, okupowaliśmy przez dłuższy czas knajpkę z tureckimi kebabami (mniam!)


 
 Końpijana Małgorzata Ch. i jej ofiaraGąbiński Kościół Farnymiejsce ujścia Nysy do OdryEisenhuttenstadtprawie jak Nowa Hutaw drodze 
 trzecie śniadaniew drodzekebab 
 


2 maja 2007
Słubice - Gorgast - Cedynia
93.4 km, 5:41

    Rankiem szybko objechaliśmy centrum Frankfurtu, ratusz, uniwersytet Viadrina.. Wyjeżdżając z miasta zobaczyliśmy liczne opuszczone domy, zniszczone fabryki. Mimo, że władze zrobiły wiele, żeby zatrzymać ludzi, to wielu młodych ludzi woli wyjechać do zachodnich Niemiec. Przejechawszy obok ogródków działkowych trafiliśmy na ubitą ziemną drogę, która doprowadziła nas do uroczych starorzeczy Odry. Na niewielkiej łączce, w towarzystwie chmary maleńkich muszek, zjedliśmy śniadanie. Na odcinku kilku kilometrów ścieżka zaczęła przypominać bezdroże, więc dla zaoszczędzenia czasu zjechaliśmy na lokalną drogę samochodową. Przy okazji warto wspomnieć, że szlak rowerowy Odra-Nysa nie ma jednolitego oznaczenia, jest ono do siebie zbliżone, ale nie identyczne. Często nie stosuje się powtórzenia tabliczki na skrzyżowaniu, jeśli droga wiedzie prosto. Już wcześniej wspomnieliśmy, że ścieżki są asfaltowe, a jeśli chodzi o jakość nawierzchni, to jest ona o wiele lepsza od niejednej polskiej drogi głównej. Kultura jazdy kierowców jest również o niebo większa.
    Droga, na którą zjechaliśmy, wiodła przez niemal wymarłe miasteczka, w dni wolne ciężko kogoś spotkać na ulicach.
    Jedną z czołowych atrakcji wymienianych na stronie głównej szlaku jest Fort Gorgast. Jest on najlepiej zachowanym z całego systemu fortów wybudowanych pod koniec XIX wieku wokół Kostrzyna. Szczególnie zaciekawiła nas prochownia z systemem zabezpieczeń ograniczających skutki jej ewentualnej eksplozji. Z dachu fortu rozpościera się ładny widok na okolicę, w podziemiach można spotkać zimujące nietoperze. Nieco rozczarował nas brak jakichś sensownych wystaw, ale i tak warto wydać 2 euro na bilet wstępu. Jeśli ma się więcej czasu i chęci, to warto odbić kilka kilometrów na zachód i odwiedzić muzeum poświęcone walkom na wzgórzach Seelowe podczas drugiej wojny światowej.
    Po zwiedzaniu zrobiliśmy krótką przerwę w kawiarni w Gorgast i wróciliśmy na szlak, który biegł wałem przeciwpowodziowym. Podglądaliśmy stada łabędzi, polujące jastrzębie i bociany. Przejeżdżaliśmy obok zamkniętego mostu kolejowego, gdzie zrobiliśmy kilka fotek. Co ciekawe, obok mostu tory zostały zdjęte, a nasyp wykorzystano do przeprowadzenia ścieżki rowerowej.
    Granicę przekroczyliśmy w Osinowie Dolnym. Zaraz przy granicy, po polskiej stronie znajdowało się targowisko z różnymi "atrakcjami" (papierosy, stacje benzynowe, rośliny do ogrodu i, tradycyjnie już, tandeta z Chin). Po krótkiej przerwie pomknęliśmy w stronę Cedyni. W drodze podziwialiśmy rezerwat przyrody Wrzosowiska Cedyńskie, który zrobił na nas piorunujące wrażenie. Postanowiliśmy, że przyjedziemy pohasać po nich we wrześniu:) Tuż przed rezerwatem stoi pomnik upamiętniający bitwę pod Cedynią w 972r. i kilkanaście pali imitujących bramę wczesnośredniowiecznego grodziska. W samym miasteczku warto zwiedzić muzeum regionalne, zobaczyć grodzisko i klasztor cysterek (obecnie hotel). Polecamy też pizzerię Avanti, gdzie można zjeść dużą, pyszną i niedrogą pizzę. Najtańszy nocleg znaleźliśmy w gościńcu Relax (pierwsze zabudowania po prawej stronie od południowego wjazdu do miasteczka), 110 zł za 3 osobowy pokój.


 
 śniadaniewejście do Fortu GorgastbocianrozlewiskoOdrastary mostpizza party 
 Cedyńskie Karpaty 
 


3 maja 2007
Cedynia - Piasek - Schwedt - Gartz - Szczecin
88.7 km, 5:46

    Wciąż pełni po wczorajszej pizzy ruszyliśmy na północ, do Schwedt. Wcześniej jednak musieliśmy pokonać Wzgórza Krzymowskie. Wcześniej przed groźnie wyglądającymi pagórkami czekało na nas wielkie pole rzepaku. Wzgórza pokrywa Puszcza Piaskowa, przez którą wiedzie droga do wioski Piasek. Nazwa doskonale odzwierciedla skład tamtejszej gleby. Po malowniczym zjeździe i przebyciu Odry powitało nas niemieckie miasteczko Schwedt. W mieście znajduje się wielka rafineria ropy naftowej, dostarczanej rurociągiem "Przyjaźń" z Rosji - istny raj dla terrorystów;].
    Niemcy tak skutecznie się bronili się w mieście podczas wojny, że niewiele zostało z przedwojennych zabytków. Z braku takowych sami postanowiliśmy znaleźć atrakcje. Pierwszą była wyzywająca rzeźba przed kościołem, z którą zrobiliśmy sobie małą sesję zdjęciową. Kolejna to market Kaufland. Paweł i Gosia wybrali się po zapasy spożywcze. Dobrze, że wzięli niewiele pieniędzy, bo pewnie wróciliby z całą nową kolekcją pewnego producenta słodyczy, kojarzonego ze świstakami i innymi futrzakami. Oprócz czekoladek, bułeczek, przytargali też parówki w słoiku. I wszystko to pochłonęliśmy na śniadanie, które najlepiej smakuje po przejechaniu trzydziestu kilometrów na czczo (nie licząc trzech bananów zjedzonych po kryjomu przez Gosię w Puszczy Piaskowej).
    Droga rowerowa ponownie wiodła szczytem wału. W jednej z wiosek pomyliliśmy szlak, tj. chcieliśmy przetrzeć alternatywną trasę. Dzięki GPS szybko wróciliśmy na wał. Powrót był okupiony kilometrowym spacerem przez nieskoszoną łąkę. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - bo wśród trzcin wypatrzyliśmy łabędzicę siedzącą na gnieździe. Pognaliśmy na granicę. Przy tablicy wjazdowej do Szczecina pstryknęliśmy szybkie pamiątkowe zdjęcie i popedałowaliśmy na dworzec PKP, gdzie złapaliśmy pociąg do Wrocławia. Dla skrócenia podróży Gosia śpiewała do kanapki szlagier z czasów jej młodości... "Cebulka, cebulka, okrągła jak kulka....". Zapewne było to spowodowane zmęczeniem, wynikającym z przejechania równiutko pięciuset kilometrów;] "Cebulka, cebulka..."


 
 Wzgórza Krzemienieckienowoczesna rzeźbamakiokolice Schwedtłabędź w gnieździespacer po łąceścieżka 
 koniec... 
 



Przydatne linki
oderneisse-radweg.de
kempkristyna.cz
czecot.com/pl/results/kempy-info.php?id=469
oybin.com/pl/oybin.html
kloster-marienthal.de/Witamy/witamy.html
goerlitz.de/index_pl.html
kulturinsel.de
flugplatz-rothenburg-goerlitz.de
przewoz.org
badmuskau.de/www
odkrywca-online.pl/galerie.php?nazwa=zasieki
miejsca.com/zasieki/index.php
ioh.pl/forum/viewtopic.php?p=46334
brody.pl
opuszczone.com/galerie/de_eisenhuttenstadt/index.php
eisenhuettenstadt.de/cgi-bin/index.php
frankfurt-oder.de
fort-gorgast.de
gedenkstaette-seelower-hoehen.de
cedynia.pl
pkddo.hg.pl/cpk/cpk.html


Dysponuje też ciekawymi broszurami okolic przez które przejeżdzaliśmy, jeśli jesteś zainteresowany to mogę podesłać skany.


Arek i Gosia a.k.a. Polonistka Purystka