| 16 lipca 2003 Przemyśl - Medyka - Mostovskoje - Sambir - Stary Sambir - Strelka 117 km, 18.36
Na przejściu granicznym bez problemów - szybko. Ukraińscy celnicy traktowali nas jako swoiste urozmaicenie i skierowali nas bez kolejki do odprawy paszportowej. Nie było żadnych prób wymuszania Ukrainmedstrachu. Początkowo drogi były dobre, lecz pierwsze miasteczka pokazały, jakie straszne potrafią być tam dziury. Przez pierwsze 60km cały czas były górki (hopki), które skutecznie uszczuplały nasz siły witalne. Przed Samborem czekał nas płaskie odcinek i łąka na której zobaczyliśmy kilka bocianów. Dotychczas myślałem, że to Polska ma monopol na te ptaki, ale szybko okazało się, że na Ukrainie jest ich też dużo, jeżeli nie więcej jak u nas. Przy wyjeździe z Sambora postanowiliśmy coś zjeść. Wybór padł na przydrożny bar, a konkretnie na kurę, która okazała się cenowo i smakowa podobna do naszych okazów. W barze kobieta dziwiła się, że wybraliśmy tą drogę do Odessy. Jak potem się okazało rzeczywiście przy wyjeździe z Sambora pomyliliśmy drogę wyjazdową. Warto tutaj dodać, że na Ukrainie oznaczenia dróg są bardzo słabe i dla pewności warto pytać się miejscowych czy rzeczywiście droga prowadzi tam gdzie chcemy. Przy pytaniu miejscowych o drogę należy brać pod uwagę, że mają małą znajomość mapy i nie potrafią określić odległości do jakiegoś punktu, a jeżeli już określą są mało precyzyjni. Dzięki tej pomyłce trasa się zmieniła, ale także zobaczyliśmy więcej. Przy wyjeździe ze Starego Sambora oczom naszym ukazał się żydowski kirkut z ciekawymi macewami z XVI w. Następnie pokonaliśmy krótki podjazd pod wiadukt i oczom naszym ukazała się piękna panorama Dniestru. W jednej z wiosek weszliśmy do sklepu, gdzie sprzedawczyni odstąpiła nam swój własny chleb. Było to oczywiście okupione wypiciem ciepłej 50tki z miejscowymi mężczyznami. Ciecz okazała się samogonem, a ser używany tam do przegryzania czymś wspaniałym. Jako, że czas i zmęczenia naszych nóg było dość znaczne postanowiliśmy skorzystać z usług turbazy - odpowiednik naszego schroniska. Niestety w turbazie nie chcieli skorzystać z naszych usług. Nie pozostało nam nic innego niż szukanie czegoś na dziko. Mocno zmęczeni po dzisiejszych górach zagadaliśmy kobietę wysiadającą z samochodu. Z radością pokazało nam pobliskie boisko, na którym rozbiliśmy pałatki. Okazało się, że jedno z jej dzieci umie rozmawiać po polsku, a nauczyło się tego języka z telewizji Polonia. Mokro było na tym boisku niemożebnie, ale perspektywa spania bez mycia, ale za to najedzonym była nader interesująca. Po zaspokojeniu podstawowych potrzeb zabraliśmy się za Rogania i Lwowoskie, które otworzył nam Łukasz z pomocą dziwki. Dla zaspokojenia tych bardziej ciekawskich z góry informuje, że dziwka to przyrząd używany do przenoszenia gorących garnków i nie ma nic wspólnego z kobietami wykonywującymi ten stary i szlachetny zawód.
|   |